Wywiady

Wywiad z Mariuszem Glenszczykiem, Prezesem Zarządu TiM

Poniedziałek, 22 lipca 2019 Autor: Monika Górka, HURT & DETAL Nr 07/161. Lipiec 2019
Pasjonat wiedzy oraz wina. Członek Rzeczywisty Stowarzyszenia Sommelierów Polskich. Autor wielu artykułów branżowych. Miłośnik sportów walki oraz narciarstwa alpejskiego. O pasjach przez wielkie P – rozmawiamy z Mariuszem Glenszczykiem, Prezesem Zarządu TiM.
Jest Pan pasjonatem wina – można powiedzieć, że i zawodowo i prywatnie?

Herodot na 450 lat przed Chrystusem był już uprzejmy zauważyć, że: „(…) Całe nasze życie to działanie i pasja. Unikając zaangażowania w działanie i pasje naszych czasów, ryzykujemy, że w ogóle nie zaznamy życia”.

Każda osoba aktywna, posiadająca pasje, zapewne podpisze się oburącz pod tą wypowiedzią.

W mym przekonaniu, niezależnie od czasów w jakich przyszło żyć pasjonatom, autentyczna pasja wpisana jest wprost w ich kod DNA. Tym samym niemożliwością staje się odróżnienie jakiejkolwiek części pasji zawodowej od prywatnej, jeżeli jest ona autentycznym generatorem nadającym sens życiu. Natomiast z całą pewnością można wykreślić wektor oddziaływania pasji – każdorazowo od momentu jej zainicjowania w życiu prywatnym w kierunku obszaru prowadzonego biznesu. Dlatego osoby realizujące swą prywatną pasję w życiu zawodowym są prawdziwie szczęśliwe, a firmy którymi zarządzają odnoszą zazwyczaj spektakularne sukcesy. Moja pasja do wina pojawiła się ponad 30 lat temu, zdecydowanie życiu prywatnym, a potem zamieniła się w naturalny obszar mego zajęcia biznesowego.

Czy dobre wino musi być drogie? Najlepsze – najbardziej zaskakujące w smaku wino jakiego Pan spróbował to…

Wino, niczym wiedza tajemna, otoczone jest wieloma mitami. Jednym z nich jest ten dotyczący stwierdzenia, że wino im droższe – tym lepsze. Oczywiście istnieje pewien związek przyczynowo-skutkowy, oddziaływujący wprost na taką zależność. Należy jednak pokreślić, że związane jest to z szeroko definiowaną unikalnością konkretnego wina, zarówno pod kątem jego charakteru, obszaru powstawania, jak również rocznika. Prowadząc przedmiotowe szkolenia, z zakresu wiedzy o winie, bardzo często otrzymuję podobne pytania. Każdorazowo posiłkuję się przykładem z własnego życia, kierując się prostą zasadą podziału win na takie, które mi smakują i chętnie do nich wracam oraz takie, o których mogę powiedzieć, że kiedyś je piłem. Proszę wierzyć, że taki podział często nie ma nic wspólnego z rzeczonym wyznacznikiem cenowym. Skrywana we mnie zaś natura filozofa sprawia, że każdorazowo wszystko co widzę mnie zadziwia, skutkując tym, że nic finalnie mnie już nie dziwi. Dlatego mogę powiedzieć, że wino, które za każdym razem zdecydowanie mnie zaskakuje – to takie, które piję po raz pierwszy. Podczas mojej czerwcowej wizyty w Tokaju piłem wino rocznikowo starsze ode mnie o parę lat – i byłem zaskoczony jego doskonałą formą oraz rokowaniem na przyszłość… ale nie tym, że spotkałem je właśnie w Tokaju.

Często z pracą nierozerwalnie związane są liczne podróże, niedawno był Pan w Argentynie – co ciekawego kryje się w tamtejszych winnicach?

W tej branży podróże są immanentną częścią pracy osób, dla których wino stało się pasją. Aby zrozumieć czym ono w istocie jest, nie wystarczy przeczytać paru leksykonów lub odbyć specjalistycznych kursów. Podróże sprawiają, że poznajemy autentyczną historię, kulturę oraz uwarunkowania społeczne w określonych zakątkach świata, w których wino stało się nie tylko ważną przestrzenią życia gospodarczego, ale również – a może nade wszystko – filozofią życia. Argentyna, która spełnia te kryteria w pełnej rozciągłości, była jednym z krajów na szlaku podróży po Ameryce Południowej. Rejon Mendozy, to nie tylko doskonałe winnice, ale przede wszystkim ludzie, którzy je prowadzą. Często są to nestorzy rodów, prowadzący firmy rodzinne w trzecim pokoleniu. Spotykając na swej drodze takie osoby powstaje wyjątkowy zaczyn uczty zmysłów, rozpostartej pomiędzy intelektem, relacyjnie związanym z wielogodzinną dysputą o fenomenie wina a sensoryką, skojarzaną z permanentną degustacją misternie wybranych arcydzieł mistrzów enologii.

A poza miłością do wina – jakie są Pana pasje?

Myślę, że sama pasja należy do zbioru Wartości Wyższego Rzędu. W tym rozumieniu jest ona blisko położona poczuciu miłości. W klasycznym ujęciu Piramidy Maslowa – pasja kojarzona jest zaś z pojęciem samorealizacji. Samorealizacja następuje z kolei w procesie zaspakajania hierarchicznych potrzeb poprzez dyskontowanie, na każdym z możliwych poziomów, adekwatnych wartości autotelicznych. Te zaś lokowane są w obszarze Aksjologicznego Świata Wartości, będącego częścią Świata Wiedzy. Co ciekawsze – sama wiedza, a właściwie zamiłowanie do jej zgłębiania może stać się również pasją. I tym sposobem zatoczyliśmy bardzo istotny krąg myślowy, ponieważ w mym przypadku właśnie tak się stało. Można rzec, że pasja zrodziła kolejną pasję. W ramach tej reguły – zachowując parytet cnót greckich, pamiętając, że prócz ducha, należy trenować również ciało aby było zdrowe, kolejną pasją stały się sporty walki. Należy jednak pamiętać, aby definiując swe pasje, dokonać egzegezy myśli Tadeusza Kotarbińskiego, dotyczącej stwierdzenia, że „dla ludzi sumienia dobra wyższe są nadrzędnymi”. Zapewne nie będę odosobnionym w przekonaniu, że dla każdego z nas rodzina stanowi istotowe dobro wyższe, mogące stać się pasją nadrzędną, kierunkującą wszystkie nasze życiowe aktywności.

Każdy ma swoje „miejsce na ziemi” – a gdzie Pan odnajduje spokój, relaks, odpoczynek?

Jest takie powszechne powiedzenie „My Home is my Castle” – i co do zasady pełna zgoda, że powinniśmy czuć się najlepiej we własnym domu. Natomiast czy nie jest aby tak, że powinniśmy się kierować w życiu inną maksymą: „Tam dom mój gdzie serce moje”? Sam zadaję sobie pytanie, gdzie czuję się dobrze? Podróżując sporo po świecie, zawsze czuję się dobrze w towarzystwie osób mi bliskich. Zatem mogę powiedzieć, że niezależnie od miejsca finalnej destynacji – to bliskość kochanych osób sprawia, że pobyt ma dla mnie charakter relaksacyjny w pełnym tego słowa znaczeniu. Często nie ruszając się z domu odbywam podróż w Świat Inteligibilny. Wtedy towarzyszy mi duże podekscytowanie, a wszystkie zmysły kieruję w świat wiedzy, wiedząc, że obok znajduje się moja żona, która zadba o moją przysłowiową doczesność.

A bardziej przyziemne kierunki podróży to...?

Trzydzieści lat pracy z winem sprawiło, że moje rozumienie wielkości świata zasadniczo się zmieniło. Fascynacja poszczególnymi regionami winiarskimi oczywiście pozostała, bo jak niby można zapomnieć o klasyce wywodzącej się wprost z poszczególnych Chateaux z rejonu Bordeaux, historycznych posiadłości z Toscanii, fascynujących upraw winnych latorośli z regionu Marlborough czy poszczególnych Bodeg w gorącej Mendozie? Ale częste podróże sprawiły, że świat relatywnie się skurczył, a katalog miejsc odwiedzonych z każdym dniem się powiększał. Tym samym, podobnie jak w przypadku win, najciekawsze stają się dla mnie rejony, w których jeszcze nie byłem. Oczywiście najlepsza konstelacja wyprawy powstaje wtedy, gdy obydwa faktory są jednocześnie realizowane, poprzez fakt, że planowana podróż ma związek z obszarem winem stojącym. Przykładem takiej ekspedycji jest planowana w niedalekiej przyszłości podróż do Armenii oraz Azerbejdżanu. Jak to w życiu bywa – od tej reguły są także wyjątki, ponieważ na mapie swych ulubionych miejsc, są takie, do których chętnie wracam. Nie ukrywam, że ma to często związek, leżący zasadniczo po stronie relacji z osobami, które spotykam na swym zawodowym szlaku podróży.

W tym miejscu wypadałoby pozdrowić wielu przyjaciół, z którymi połączyła mnie pasja do wina – i choć grzecznościowo nie wymienię żadnego z imion, każdy z nich wie, że o nim teraz autentycznie myślę!

Dziękuję za miłą rozmowę.
Monika Górka




tagi: Mariusz Glenszczyk , TiM ,